czwartek, 30 sierpnia 2012

Witaj Szkoło!!!

Witajcie. Na zegarze godzina 10.15. Siedzę w domu... sama... . Maja w szkole. Olivia w przedszkolu. Jest dziwienie. Cicho, pusto. Można spokojnie posiedzieć przy kubku kawy czy umyć podłogę i nikt po tej mokrej nie biega w tą i z powrotem. 23 sierpnia Maja rozpoczęła przygodę ze szkołą. Od tego dnia dumnie maszeruje z tornistrem. Nie napiszę, że na plecach bo to mama go nosi. Dni wyglądają już zupełnie inaczej. Pobudka wcześnie rano, szykowanie do szkoły, przedszkola. Lekcje codziennie zaczynają się o 8.00 Po 4 raz w tygodniu po 5 godzinach odbieram córkę i razem idziemy po naszego dzielnego przedszkolaka. Po powrocie do domu obiad, chwila odpoczynku i zabieramy się za odrabianie lekcji. Prace domowe odrabiane są z wielką ochotą aczkolwiek trzeba pierwszaka dopilnować co by było starannie a to potrafi a zeszyt nie świecił kulfonami.  Obiad, odrabianie lekcji i można wyjść na plac zbaw. Dzień stał się dłuższy, ja bardziej zorganizowana a wszystko ma swój czas. I tak do niedzieli a od najbliższego poniedziałku dojdzie mi obowiązków i całe szczęście bo cisza ciszą i pustka pustką a czas wolny dla siebie potrzebny, ale na dłuższą metę- Oo "noł".

A to moja kochana pierwszoklasistka...


Jak mówi- Szkoła jest 100 razy fajniejsza od przedszkola!!! A ja mam najfajniejszą i najlepszą nauczycielkę z całej szkoły mamo!!
I, aby taki entuzjazm towarzyszył przez całą drogę jej edukacji.

Przedszkolak też sobie radzi. Chyba lepiej niż ja? Od poniedziałku zostaje na 4 godziny. Idzie z chęcią "do pećkola". Najtrudniejszy jest moment kiedy buty zmienione są już na kapcie, plecak odwieszony zostaje na wieszak i idziemy w stronę sali.Wtedy- " mamusiu ty nie idzie do pacy, nie idzie do skepu" Są łzy, ale po chwili kiedy już panie"zagadają dziecko" niczym starszak odnajduje się w grupie. I ta radość kiedy po nią przychodzę, kiedy z daleka krzyczy MAMA!!! i rzuca się na szyje- bezcenne.
Wszystko trzeba przeżyć :)

Pozdrawiam serdecznie
                                                             Edyta

piątek, 24 sierpnia 2012

Holenderskie klimaty, morza szum i złota plaża czyli w dzień gorącego lata...

Na wstępie dziękuje Waz za te trzymane kciuki!!! Zaczynam od 3 września! Jeśli z biegiem czasu rozkręci się tak jak sobie tego życzę i jak się zapowiada to będzie fantastico :) Napiszę jeszcze tylko, że tym pracodawcą jest Krankenkase tj. odpowiednik polskiej kasy chorych a ja wracam do zawodu!! :)

Upały ustały, wakacje się skończyły. Olivia co rano maszeruje do przedszkola a Maja wczoraj miała rozpoczęcie roku szkolnego. Dzisiaj dumnie z tornistrem na plecach czekała na pierwszy dzwonek. Ale o tym napiszę kolejnym razem. Pozostaję  jeszcze w wakacyjnym klimacie i wrzucam nadmorskie kadry kiedy to łapaliśmy brąz na plaży La Haya w Scheveningen.


Wchodzące daleko w morze gigantyczne, dwupoziomowe molo robi na prawdę fajne wrażenie i nadaje klimat tamtejszej plaży. Uwielbiam tą panoramę! 




A tu Den Hag i spacer uroczymi uliczkami...


Moje Gwiazdy...


A tu już droga powrotna...


Pozdrawiam ciepło   
                                                           Edyta

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

eiskaffee

Jest upalnie!!! Temperatura sięga 38 stopni. Powietrze te późną wieczorową porą kiedy to teoretycznie powinno zrobić się chłodniej przypomina te panujące w lasach tropikalnych. No cóż chcieliśmy lato? Więc je mamy.
Dzisiejszego popołudnia dla ochłody i słodkiej chwili przygotowałam eiskaffee. Polecam taką, jaką ja robię z dodatkiem Pina Colady...



 Uwielbiamy!!


Trzymajcie za mnie kciuki... jutro spotkanie z moim (mam nadzieję) nowym pracodawcą...

czwartek, 16 sierpnia 2012

myShoes

Witajcie. Ostatnio trafiam na wiele blogów lub po prostu posty o tematyce modowej. Pokazujecie w czym lubicie się nosić, co nowego trafiło do Waszej szafy, swoje torebki, buty czy kosmetyki których używacie. Z pewną małą nieśmiałością sfotografowałam dziś swoje ulubione buty. Ulubione czyli te w których chodzę na co dzień, te najwygodniejsze i najpraktyczniejsze. Jak pewnie każda z Was w szafie, kartonach zalegają te nietrafnie kupione, niewygodne, kupione bo były takie ładne a okazały się być do d.
Uwielbiam a raczej kocham buty skórzane tą skórą pachnące z resztą zapach skórzanej torebki, paska czy portfela... ach!

Baleriny obowiązkowo! Wygodne, najlepsze do biegania w kierunkach przedszkole-szkoła-dom.


Sandały... te na ciepłe dni. Wygodne i praktyczne. Muszą być!



Oczywiście coś kobiecego... Do dżinsów, sukienki buty na koturnie. Te moje po prostu uwielbiam! Są piękne i jak się noszą...!


Na plaże, nasze wypady nad Ren czy po prostu dżinsowej koszuli i białych szortów zakładam te trampki...


A co do piaskownicy  lub na szybkie zakupy? Sportowe obuwie obowiązkowo i choć nie na co dzień również musi być...

sportowe baleriny..

i wysokie trampki...

Na koniec ostanie to jedna z dwóch par kaloszy jakie posiadam.
Hymmm... tak zerkam na foto i dostrzegam różowe esy-floresy... też to widziecie? To chyba nie ma tak być to chyba moja młodsza córka będzie coś o tym wiedziała hahaha

A tu klik ta druga para kaloszy, która co wynika z statystyk ruchu sieciowego wpadła Wam w oko. Często odwiedzamy jest ten wpis a Rain Level wpisywany w wyszukiwarkę co mnie bardzo cieszy.

Gusta są różne więc nie pytam jak się podobają moje " cichobiegi" ;) Chętnie zobaczę Wasze ulubione Shoes :)

Pozdrawiam Edyta

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Raclette

Weekend minął jak zawsze za szybko. Za to był udany. Miły, wesoły i przepyszny aż ciężko było oddychać z przejedzenia. Przyjaciele, nasi sąsiedzi, którzy są szczęśliwymi posiadaczami mieszkania z wyjściem na śliczny ogródek u których czas zawsze miło płynie, zawsze pachnie świeżo upieczonym ciastem a kawa z świeżo zmielonych ziaren smakuje najlepiej. Przyjaciele Ci uraczyli nas raclette, którym byliśmy oczarowani. Pierwszy raz spotkaliśmy się z tą formą grilla i powiem Wam REWELACJA!!!  Czy jest coś przyjemniejszego niż wieczór z przyjaciółmi i wspólne posilanie się raclette? Zapewniam, że nie! Każdy sam komponuje swoje łopatki do raclette, wypełniając je ulubionymi składnikami, podczas gdy na górnej w połowie marmurowej płycie skwierczą smakowite kawałki mięsa. 


Dla zainteresowanych i nie znających jeszcze tej formy grillowania wyszukałam mały opis „ z czym to się je” 
Pod tą ślicznie brzmiącą nazwą kryje się równie niezwykłe w smaku danie oraz sposób jego przyrządzania. To najbardziej popularna szwajcarska potrawa, ale samo słowo oznacza jeszcze kilka innych rzeczy. Przede wszystkim to rodzaj francuskiego i szwajcarskiego pełnotłustego sera półtwardego. Produkuje się go ze świeżego lub pasteryzowanego mleka, w blokach lub kołach o sporej średnicy. Ma jasną, pomarańczowo brązową skórkę i wnętrze koloru kości słoniowej. Najlepszy smak osiąga po trzech miesiącach dojrzewania. Właśnie ten ser jest podstawą potrawy – lekko rozpuszczony podaje się razem z gotowanymi ziemniakami
Tradycja spożywania raclette sięga głębokiego średniowiecza. Wówczas alpejscy pasterze odkryli, że roztopiony na rozżarzonych kamieniach ser może być doskonałą ciepłą przekąską. Czasy się zmieniły, więc i kamienie zastąpione zostały specjalnym urządzeniem zwanym oczywiście – raclette. To specjalny, stołowy grill z kilkoma niewielkimi patelenkami, na których każdy z biesiadników przyrządza porcję dla siebie. Oczywiście czynność powtarzamy kilka lub kilkanaście razy :)


Czasem takie urządzenie zwane jest „racletton” i posiada dodatkowo płytę grzejną, którą obok topienia sera, można wykorzystać do grillowania mięs i warzyw.
Przygotowanie potrawy jest szybkie, nie wymaga doświadczenia i pozwala na dużą dowolność podawania. Ser należy pokroić na odpowiednie porcje. Do tego podać można także warzywa, wędliny, mięsa, ryby i przyprawy. Następnie umieszczamy na rozgrzanej patelence to, na co mamy ochotę i czekamy, aż się upiecze. Właściwie wszystko zależy od indywidualnych upodobań i kulinarnej fantazji.


Do tego odpowiednio przyprawione ziemnaki w koszulkach, czerwone wino, ewentualnie ziołowy sznaps lub dla abstynentów – ziołowa herbata i uczta gotowa. Nie należy zapominać o najważniejszym elemencie  - współbiesiadnikach. Raclette, bowiem najlepiej smakuje w dobrym towarzystwie...

 
Kolejnym razem spotkanie przy fondue.... 

 Udanego tygodnia! 
     Pozdrawiam Edyta

sobota, 4 sierpnia 2012

Moje wygrane Candy :)

Chwale się!
 Ja, patrząca na wszystkie konkursy, zdrapki, szukania szczęścia w Lotto itp. z przymrożeniem oka i brakiem wiary, że mogę coś wygrać, zostałam wylosowana przez Adę z bloga Daro Meble w jej letnim Candy!!! Piękny upominek jakim jest filcowa torba na laptopa tudzież aktówka na dokumenty a u mnie były już nawet kombinacje z poduszką i pledem w środku (jest tak ładna, że szkoda mi jej chować i stoi "na wierzchu". ) Ta świetna torba jest już u mnie a ja dalej nie wierzę. :) Jak to mówią, aby wygrać trzeba grać! Ada ślicznie dziękuje Ci za zabawę!!




Udanego weekendu!!!

czwartek, 2 sierpnia 2012

Wariacji jeżynowych c.d i historia emaliowanego kubka

Idąc za ciosem, spełniając prośbę córki i jednocześnie wykorzystując do końca dobra natury piekłyśmy dzisiaj z córką muffinki...


Nim przejdę do przepisu chcę Wam pokrótce przedstawić historie kubka, który widać na załączonym obrazku. Kubek ten darzę wielkim sentymentem, gdyż  przyjechał do mojej starszej córki kilka lat temu przywieziony przez dziadka Mai mojego tatę a podarowany przez pradziadka córki mojego dziadka. Przyjechał z Polski do Niemiec pełen stokrotek dla prawnuczki. Stokrotki były jak te świeżo zerwane z łąki tak się obaj dziadkowie postarali. W kubku tym niegdyś mała Edytka przebywająca u dziadków na wsi co rano piła kakao do śniadania, mleko lane z kanki  te prosto od krowy. Zrywała do niego poziomi, maliny... . Ach powspominało mi się... . Taka to mała historia starego jak świat emaliowanego kubka. Ale piękny jest, prawda?? :)




Składniki:
1 i ½ szklanki mąki
¾ szklanki serka mascarpone
½ szklanki cukru
½ masła /stopionego/
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajo
jeżyny  - możemy oczywiście wykorzystać inne owoce np.jagody, borówki, maliny...

Przygotowanie:
Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia, dodajemy cukier, mieszamy.
W drugiej misce mieszamy serek mascarpone z jajem i masłem.
Mokre składniki mieszamy z suchymi. Masę przekładamy łyżką do foremek. Na wierz układamy owoce. Pieczemy w 180 stopniach przez 20-25 minut, aż będą złotobrązowe. Na koniec posypuję cukrem pudrem.

Z powyższych proporcji chcąc uzyskać 19 sztuk tak, aby wypełnić patere na muffiny wyszły mi powiedzmy małe takie nie wychodzące poza brzegi foremek. Tak więc jeśli dorodne i dużo to sugeruje podwójne proporcje. Takie jednak też są w sam raz na ząb a dzieci zjadają do ostatniego okruszka. Nie wspomnę już o tym największym łakomczuchu, głowie rodziny.


Patery wcześniej nie pokazywałam a kupiłam ją w fajnej cenie specjalnie na przyjęcia urodzinowe dla córek. Czekając na te magiczne 2 przyjęcia urodzinowe na rok plus przypływy weny i ochoty na muffiny jak ten dziś stoi w pokoju córek na ich zabawkowej kuchni koloru pink.

Życzę Smacznego!!!

Pierogi z jeżynami

Witajcie. Szybko wrzucam przepis na pierogi z jeżynami, które przygotowałam dzisiaj dla moich łakomczuchów. Przepis prosty chyba nawet przepisu nie wymagający, ale gdyby ktoś chciał skorzystać, polecam.



  • 1,5 szklanki mąki
  • 0,5 szklanki cieplej, przegotowanej wody
  • 1 żółtko
  • szczypta soli
  •  jeżyny  
Z mąki, jajka, wody i soli zagniatamy gładkie ciasto, które cienko wałkujemy i wycinamy krążki. Wkładamy po 1-2 dużych owocach i dokładnie zlepiamy boki. 




Gotujemy od chwili wypłynięcia przez 5 minut. Osobiście podaje posypane cukrem z śmietaną a dla dzieci dodatkowo z bitą śmietaną. 


Jeżyn tych prosto z krzaczka zerwanych przez dziadka jeszcze trochę zostało i jutro na prośbę starszej córki pieczemy muffiny. Gdyby ktoś miał ochotę na jeżynowe wariacje zapraszamy! ;)